Geoblog.pl    Sezamki    Podróże    Budapeszt/Praga/    Budapeszt
Zwiń mapę
2009
12
paź

Budapeszt

 
Węgry
Węgry, Budapeszt
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1896 km
 
Przygodę czas zacząć! Wychodzę z domu, niebywale słoneczna pogoda.. Żyjąc w oœpośpiechu nie zwróciłam uwagi, że liście na drzewach zmieniły barwę - tylko trawa cały czas zielona- ale to dlatego, że mieszkam w Irlandii. Przed wyjazdem sprawdzam pogodę w Budapeszcie - pada:( i jutro zresztą też. Pakuje dodatkowe i buty na zmianę i spodnie.

Jestem na lokalnym przystanku - pierwsza niespodzianka! -rozkład jazdy inny niż w Internecie - oczywiście nie dokonali aktualizacji- bus na lotnisko jest 15 min później. Jeśli dołożymy korki z racji popołudniowej pory mogę mieć trudności z punktualnym wstawieniem się na samolot! Cóż - czekam. No, i autobus przyjeżdża wcześniej niż w rozkładzie i nie zauważam go - a raczej robie to w ostatnim momencie - biegnę, krzyczę - jest, jestem w œśrodku. Szybka odprawa osobista i biegiem wpadam na bramkę.... wchodzę do samolotu jako ostatnia!

Budapeszt wdziera się do mojego pokoju wcześnie rano. Czuję to chociaż jeszcze smacznie œśpię, a ostatnie watki każdego ze snów jak zawsze urywają się w ostatnim momencie. Jedynie co pozostaje to otworzyć oczy i zacząć dzień, jak zawsze z nadzieją, że kiedyśœ poznam znaczenie którejśœ z sennej podróży.
Budapeszt już czeka, wierci się i z niecierpliwościąœ wdziera się w każda szparę starych, zaniedbanych okien mojego pokoju. Gdy odsuwam firankę, miasto kotłuje się coraz mocniej, powietrze metropolii
juz jest w moim pokoju. Otwieram okno. Jestem w œśrodku. Miasto juz jest we mnie.

Wychodzę. - mam tyle planów. Jest zimno, ale dobrze, ze nie pada. Mam ciepła wiatroodporną kurtkę / dzięki, Kasia- czerwony kolor już mi nie przeszkadza/. Szkoda, że nie mam czapki od Pani Mamuśki;) / wiem, wiem Asia/.
Idę wzdłuż Dunaju po stronie Pesztu. Jest to biedniejsza dzielnica, strona Dunaju; i naprawdę widać różnicę. Kupuje gorące drożdżówki - są znakomite. Teraz do szczęścia potrzebna mi tylko gorąca kawa- szukam odpowiedniego lokalu, ale wszystko co mijam wydaje mi sie zbyt eksluzywne dla mnie. Jest! Mała, niepozorna, ukryta kafejka na rogu. Zamawiam cafe - dostaje typowa ekspreso:(
Siadam wygodnie w stoliku pod oknem. Przez chwile obserwuje bezdomnego, który z kartonem po bananach na głowie tańczy wokół kubła na śmieci. Młodzi ludzie z rozbawieniem starsi z niepokojem patrzą na widowisko. Sam zainteresowany wydaje sie świetnie bawić. Powoli dołączają do niego koledzy z branży, a w Budapeszczie liczba bezdomnych jest ogromna. Razem formują szyk,by po chwili oddać się magii ruchów. Tłum wiwatuje, serce sie kraje.
Budapeszt - stolica Węgier. z czym mi się kojarzy? Ano z zupą Węgierską cioci Ewy - gęsta bordowa zupa z czerwoną papryką i wołowiną
- na ile była węgierska!? Nie wiem, pamiętam, że była pyszna:)

Dlaczego Budapeszt? Ponad rok temu, gdy wracałam z wakacji w Chorwacji nasz autokar wczesnym rankiem przedzierał się ulicami tego miasta.
Pierwsze promienie słońca wdarły sie do autokaru. Zaspanym wzrokiem odchyliłam firankę i zwariowałam na widok tej metropolii. Budapeszt budził się ze snu. Niesamowite budynku w złotych promieniach wschodzącego słońca krzyczą do mnie "hello Paula- zapraszamy" Byłam jak w hipnozie . Od tego momentu nie dawał mi spać- regularnie sprawdzałam bilety- no i jestem !!!!.

Budapeszt to miasto tajemnica wszystkich wciąga. Wszyscy którzy na to zasługują. Aglomeracja starannie wybiera sobie delikwentów,
których chce od siebie uzależnić. Kto raz sie tu pojawi i poczuje jego magie zawsze wraca. Przynajmniej w sowich snach. Także na jawie.
Budapeszt to państwo - miasto. Każda dzielnica rządzi swoimi prawami, w każdej jest inny klimat, całkowicie odmienny od reszty.
Oczywiście każde większe miasto na tym świecie charakteryzuje sie czymś podobnym jednak w Budapeszcie jest tego dużo więcej, i dużo inaczej.

Budapeszt jest pełen turystów, ale doskonale sobie ich podporządkował. pokazuje im tylko to co chce. Większa część miasta jest
obcokrajowcą niedostępna. Vaci ucia, zamek królewski, plac bohaterów, każdy tam pójdzie , zaliczy, zapomni, fotografie
wyblakną i w końcu wspomnienie umrze. Dlatego ważne aby być w dobrych stosunkach z miastem wtedy wyniesie się z niego więcej.

Spaceruje po mieście, czytam reklamy na przystankach, podsłuchuje rozmowy obcych ludzi, wchodzę do sklepów najróżniejszej maści
tylko po to by nauczyć sie parę nowych bezużytecznych słów - to typowe rozrywki mojej skromnej osoby. Wyznając maksymę, że inteligentny
człowiek nigdy sie nie nudzi, staram się tych drobnych czynnościach szukać usprawiedliwienia dla swej bezczynności. Przecież się
uczę, prawda? Ba, należą mi sie zapewne słowa pochwały i pokrzepienia. Węgry to kraj pełen ludzi smutnych i zrezygnowanych, z jednym z największym odsetkiem samobójstw,
a ja trzymam sie œświetnie, uprawiam sport, zdrowo sie odżywiam /staram?/, spotykam ciekawych ludzi, spaceruje, chłonę atmosferę wielkiego miasta i ...i tyle , wystarczy, kto wie może kiedyœ okaże się, ze to najlepsza szkoła życia, o jakiej mogłam marzyc?
Parę godzin włóczenia po zakamarkach miasta daje o sobie znać. Znajduje szybko sympatyczna kawiarenkę nieopodal miejsca gdzie mieszkam
zapadam sie w miękka skórzana kanapę, głębiej i głębiej aż w końcu wydobywa mnie z tego sympatycznego letargu głos obsługi.
Zamawiam gorącą czekoladę zamiast czegoś bardziej orzeźwiającego, ale wciąż wydaje mi się, ze zamówienie tego pierwszego zabrzmi
profesjonalnie i nikt nie pozna sie na moim pochodzeniu. Czekając na napój rozglądam sie dookoła. Pełen lokal, cicha muzyczka, szelest gazet,
ciche rozmowy gości tego miejsca. Niby nic nadzwyczajnego poza faktem, że wszyscy uczestnicy tej spokojnej kawiarnianej chwili są
w wieku bardzo, bardzo zaawansowanym. Aha, pomyślałam, wiec tak wygląda miejsce gdzie czuje sie najlepiej w otoczeniu staruszków
z północnej części Budapesztu, gdzie nic sie nie dzieje, brak jakichkolwiek duchowych rozrywek i nawet kubły na śmieci są czyste?
kelnerka przynosi czekoladę wraz z życzeniem sympatycznego spożywania tym cudnym miejscu. Tak, nienaganna angielszczyzna zaiste wyrywa mnie z zadumy, nie powiem. ależ żebym była zaskoczona? Bynajmniej....

Wychodzę na balkon, słońce pięknie odbija sie od powierzchni Dunaju. Na wyspie Małgorzaty juz są pierwsi biegacze, nie wiem o której zaczynają biegać. Wydaje mi się że zawsze ktoś tam biega, ponieważ ilekroć patrzę na wyspę za każdym razem widzę biegających ludzi. Wyspa w środku miasta - piękna sprawa.

Wysiadam dwa przystanki od miejsca gdzie mieszkam na stacji Oktogon - w samym sercu miasta. Nie jest to centrum geograficzne, gdyż takowe znajduje sie gdzieś na towarzyskich peryferiach stolicy Węgier. Oktogon to plan z którego wszędzie jest blisko. Wytworna aleja Andrassiego ze swoimi drogimi sklepami i opera, modne knajpki siódmej i szóstej dzielnicy, mnóstwo teatrów i galerii. Słowem wszystko, czego wymaga sie od centrum. A dodatkowo niesłychanie ciekawa atmosfera. Niby to centrum a jednak bardzo subtelne, ani tu nazbyt tłoczno, ani za głośno. Nie słychać klaksonów ani ryku silników, ponieważ samochody grzecznie stoją w korku jakby czekając na koniec swej zmiany, by wreszcie udać się do domów. Wygląda to tak jakby nikt z tych ludzi w autach nie miał niczego innego do roboty, jak tylko stać tak cały dzień.

Moje włóczenie po Peszcie finalizuje grosem i kawką. Gyros pyszny- taki jak lubię, dobrze doprawiony, ale nie za ostry. Wszystko za jedyne 9000 forintów. Nie potrafię przyzwyczaić się do tych sum. W chwili gdy słyszę sumę przy kasie – jakoś popadam w zdenerwowanie;/, mimo, że przeliczając na euro to tak niewiele. /1Eur=266HUF/

Szczerze muszę przyznać, że nie byłam nigdy do nich nastawiona hmm jak to nazwać ‘miło’. A oni tzn. Węgrzy są mili, bezinteresownie służą pomocą itp. – a może to z racji aparatu w lewej dłoni a w prawej mapy – widzicie nadal nie potrafię uwierzyć … idę pożegnać się panem, który tak troskliwie od dwóch dni wybierał mi wino i czas do ruszyć dalej.

Dworzec PKP. Po 30 min w poczekalni na betonowych siedzeniach umieram z zimna. Idę do toalety – hm jeśli można to tak nazwać. Klozetowa z petem w ustach woła 100 forintów. Blokuję się w toalecie i wyciągam z plecaka nowe spodnie, buty, skarpetki – jest mi już cieplej. Idę do dworcowego baru – zamawiam za ostatnie drobne herbatę. Dostaję w szklance z koszyczkiem;/. Wkoło wszyscy palą, ale nikt nie wie do czego służy popielniczki na stołach – proszę kogoś o papierosa / teoretycznie nie palę/ może to jest sposób aby było mi cieplej…. Jeszcze 1h 30 min….
Jak nie zamarznę tutaj to napisze…

Jestem w pociągu… dziwny pociąg, każdy wagon jedzie gdzie indziej a mimo to tworzy całość. Pytam parę osób gdzie mam wsiąść nikt mi nie potrafi odpowiedzieć- spotykam kobietę, która mówi po angielsku; zaprowadza mnie do przedziału, pokazuje jak zamknąć wejście od środka i mówi, ze obudzi mnie o 5 w Pradze. Zabiera mi bilet – twierdząc, że nie będzie mi potrzebny- cóż zgadzam się choć wydaje mi się to dziwne. Siadam nalewam sobie martinii – jest błogo i ciepło… dobranoc.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Twój wierny kibic:)
Twój wierny kibic:) - 2009-10-27 17:37
SUPERRRRRRRRRRRR SEZAMKU!!!!Opowiadanie pożarłam w całości z zpartym tchem!!Prosze o jeszceeeeeeeee:)
 
 
zwiedziła 20% świata (40 państw)
Zasoby: 482 wpisy482 62 komentarze62 1382 zdjęcia1382 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
01.01.1970 - 01.01.1970
 
 
25.06.2024 - 09.07.2024
 
 
22.02.2024 - 25.02.2024